Wues u nas ta gra nazywała się "krowa"
Jedna osoba stała, a pozostałe trzymały ja za place, osoba trzymana wymieniała kolory np. zielony, niebieski itp...na kolor biały wszyscy się rozbiegali, goniący jak kogoś dopadł to dotknięciem go unieruchamiał, złapany mógł ponownie wrócić do gry jeśli ktoś z pozostałych graczy prześliznął mu się pomiędzy nogami
Zabawa fajna, można było się nieźli zasapać
Co do pozostałych gier, to ja grywałam też w "10 patyków". Na większej deseczce układało się 10 patyków, jeden z uczestników wybijał patyki w górę, o pozostali uczestnicy wtedy uciekali, osoba która miała gonić musiała przed rozpoczęciem łapania innych pozbierać porozrzucane patyki.
Oczywiście standardem na placu była "guma" i grało się w tzw. "raz, dwa, trzy" gdzie chodziło o to, że powtarzało się pewne układy pojedyńczo, podwójnie, potrójnie. Zaczynało się od kostek, potem kolanka, uda...jeśli chciało się większy hardcore to może było skakać na pasie i szyi
Poza w/w grą, to skakało się również w "trójkąta". Trzy osoby stały w środku gumy, pozostałe osoby (też trzy) chodząc w kółko, na każdym polu robiły najpierw tzw "żabkę" czyli obiema nogami razem trzeba było naskoczyć na gumę, potem "nóżka" czyli jedną nogą wskoczyć na gumę i "krzyżyk" to już wyższa szkoła jazdy, tzn. dwie nogi na gumę ale w takim ułożeniu żeby wyszło coś podobnego do X.
No i co tam jeszcze było... Oczywiście nieśmiertelna gra w "chowanego" (zasad nie trzeba chyba tłumaczyć) Grało się też w "kartofla", grupa osób staje w kręgu, odbija się do siebie piłką do siatkówki, kto nie odbije wchodzi do środka, pozostałe osoby starają się tak wycelować piłkę aby ten co jest w środku został "zbity". Jeśli osobie w środku udało się przechwycić lecącą na niego piłkę to wychodził ze środka, jeśli jednak oberwał to dostawał pierwszą literkę "k", po kolejnym zbiciu dostawał "a" itd. aż mu się uzbierała cała nazwa "kartofel". Następnie pozostali uczestnicy wymyślali jakieś zadanie do zrobienia dla tej osoby np. iść do domofonu i zadzwonić pod nazwisko Pietruszka i zapytać się kiedy będzie nowa dostawa w warzywniaku
Oooo, i była też "Ciuciubabka"
Haha przypomniało się się Basiu jak ostatnio z Kubą śmialiśmy się z nazwy ciuciubabka
i jak to się w zasadzie pisze...?
Mieliśmy też grę "Mikrobi"
To była wersja "ciciubabki" tylko że w piwnicy
Nie pytajcie dlaczego tak, nie mam pojęcia ale gra była fajna w upały bo w piwnicy było znacznie chłodniej
Graliśmy też w "Noża". Na ubitej ziemi nożem rysowało się okręg (ziemia), który się dzieliło na mniejsze pola (państwa). Każdy po kolei ciupał tym nożem w ziemię, powiększając tym samym swoje terytorium
Wygrywał ten co podbił resztę
Przeskakiwanie przez piłkę o którym pisze Hanka to u nas nazywało się "odbijany" chyba z uwagi na to, że odbijało się piłkę o ścianę
Co dalej... grało się w "dwa ognie", "jednego ognia", "masz go" inaczej zwany "berkiem"
I to by było na razie na tyle...