Pierwszego nie znam, drugiego nie cierpię
Pratchett to dla mnie przykład beznadziejnego humoru, megalomanii i autora, którego ilustrator jest lepszy od samego pisarza
Przeczytałem dwie książki, uważam je za niedopracowane, pełne sprzeczności i niekonsekwencji. Elementy takie jak śmierć, która istniejąc jednocześnie w każdym miejscu i czasie nagle znika, udowadniają, że Pratchett pisać nie potrafi. Przeczy podstawowej regule dobrej fantasy, jaką jest zmaksymalizowanie wiarygodności poprzez ustalenie pewnych prawideł w świecie przedstawionym i trzymanie się ich, bez tego fabuła tego specyficznego działu literatury pogrąża się w chaosie. Nigdy nie potrafiłem zrozumieć fascynacji tym autorem.
O moich typach będę się starał pisać na bieżąco. W aktualnym numerze
Jacek Piekara, w następnym szykuję
Rogera Zelaznego, a jeszcze później
Stevena Brusta. Z polskich autorów hołduję
Sapkowskiemu, zwłaszcza po potwierdzeniu przezeń mistrzostwa trylogią, którą uważam za najlepsze co spłodził. Następnie
Białołęckiej, która jest dla mnie najlepszą pisarką fantasy, jaką kiedykolwiek czytałem. Lubię niektóre rzeczy
EuGeniusza Dębskiego i
Pilipiuka, który jednak dość mocno zawiódł mnie beznadziejną trylogią ( Kuzynki, Dziedziczki, Księżniczka), ale każdy ma swoje wpadki, tak samo nie podobała mi się Wiedźma.com.pl
Białołęckiej czy ostatnie tomy
Sapkowskiego Wiedźmina. Godnym polecenia, zwłaszcza fanom Pretcheta, jest niedawno poznany przeze mnie
Piers Anthony. Przedstawiciel dość chaotycznej, cukierkowej fantasy, kipiącej od humoru i słownych gier.